niedziela, 13 października 2013

2) "Ostatnie poświęcenie" Richelle Mead

Pierwsze spotkanie z twórczością pani Richelle Mead miałam ponad rok temu, przy okazji "Akademii wampirów". Całkiem mi się spodobała, więc dosyć szybko pochłonęłam także trzy kolejne książki z tej serii, o których mogę powiedzieć, że każda kolejna była gorsza od poprzedniej. Pomyślałam, że tak będzie i z tą - więc spasowałam. "Ostatnie poświęcenie" wypożyczyłam niedawno z czystej ciekawości, czy przybije gwóźdź do trumny autorki, czy może nastąpi cud.

Rose Hathaway jest dampirem. Z racji rasy jej głównym życiowym zadaniem powinna być ochrona moroja - wampira czystej krwi - do którego powinna zostać przydzielona po ukończeniu wspomnianej akademii. Sprawy niestety trochę się pokomplikowały i nasza Rose, po wielu innych życiowych perypetiach, które mamy okazję poznać w poprzednich tomach, została wrobiona w morderstwo królowej Tatiany, rządzącej światem wampirów. W tym wypadku musi uciekać, po drodze szukając prawdziwego sprawcy. Do pomocy ma przyjaciół, którzy wyruszyli razem z nią, ekschłopaka Dymitra i alchemiczkę Sydney oraz pozostałych na dworze królewskim przyjaciela Christiana, najlepszą przyjaciółkę Lissę i aktualnego chłopaka, Adriana (skądinąd najlepszą postać w całej serii). Po piętach depcze im wymiar sprawiedliwości.

To, co bez wątpienia jest główną zaletą książek pani Mead jest ciekawa akcja. Motyw wampiryczny (że tak to ujmę) jest ostatnio bardzo popularny nie tylko w książkach, ale i w filmach i serialach, których jest coraz więcej. Rozkwit przeżywa też paranormal romance, więc żeby przebić się ponad te tony zalewających nas z każdej strony krwiopijczych nowości, trzeba zaoferować coś ciekawego i w miarę możliwości oryginalnego. Richelle Mead się udało. Szczerze mówiąc nie rozumiem dlaczego, ale się udało.

Przyjrzyjmy się zatem bliżej. Język powieści nie jest szczególnie zachwycający, autorka pisze mniej więcej tak, jak Stephenie Meyer, do której zresztą jest przyrównywana przez swoje wydawnictwo na okładce książki. Czytając "Zmierzch", czuło się przynajmniej powiew świeżości - coś, czego "Ostatnie poświęcenie" na pewno nie ma. Podejrzewam, że czynnikiem, który zadecydował o popularności tej książki jest pojawiająca się w pierwszych częściach szkoła z internatem i związane z nią przygody. To, co mnie na początku urzekło, to wątek miłosny. Przez pierwsze dwie, trzy części był okej i na prawdę z radochą można było parce Dymitr-Rose kibicować. Niestety pani Mead nie zna umiaru i upiwszy się sukcesem poprzednich tomów dodała do serii jeszcze dwie, moim zdaniem najgorsze. Ale odbiegamy od tematu.

Trudno jest wykreować postacie, które zapadają w pamięci na dłużej, z którymi się identyfikujemy i z którymi chcielibyśmy się przyjaźnić. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że tutaj jestem usatysfakcjonowana. Abe, Adrian czy Christian znacznie umilali czas spędzony z tą książką swoimi błyskotliwymi komentarzami i barwną osobowością. Na tym się jednak kończy. Rose być może nie jest najgorszą główną bohaterką w historii literatury, ale swoim zachowaniem nie zaskrobała sobie mojej sympatii, chociaż na ogół lubię kobiety wyzwolone, które znają swoją wartość. Tutaj jednak.. nie umiałam się zmusić do choćby obojętności. Irytowała mnie od początku do końca.. Może nastolatka zakochana w mężczyźnie, który jej nie chce bo uważa, że na nią nie zasługuje (swoją drogą, nieszablonowy wątek miłosny, nie uważacie?) lepiej zrozumie Rose i pokiwa współczująco głową, ale ja nie daję rady.

Dobra, jak dotąd było bardzo krytycznie. Teraz czas na to, co porwało mnie w tym czytadle najbardziej - motyw detektywistyczny. Jak pamiętamy, ktoś zamordował królową, a to nie jest byle jakie przestępstwo. To najgorsze, co w świecie wampirów można zrobić i grozi za to kara śmierci. Rose w tym czasie stała się całkiem popularna i znana, co przysporzyło jej zarówno zwolenników, jak i wrogów. To, że właśnie ona została wrobiona w zabójstwo z takim wyrokiem nie mogło być kwestią przypadku. Powiedzenie "najciemniej jest pod latarnią" nabiera tutaj nowego znaczenia, bo o ile dobrze zdaję sobie z tego sprawę i analizowałam wszystkie kandydatury, to mimo chęci nie udało mi się poprawnie odkryć sprawcy. W pewnym momencie książki znamy już wszystkie poszlaki, jakie wpadły w ręce naszych detektywów-amatorów (odkryjecie je bez trudu). Proponuję wtedy małą zabawę - zamknijcie książkę i spróbujcie poszukać prawdziwego mordercy. Będę wam kibicować :)

Podsumowując, nie spodziewajcie się niczego ambitnego. Pomysł na początku był bardzo fajny, ale autorka słabo go rozwinęła. Pozostawiono nam parę niedokończonych wątków, niektóre zostały zakończone w bardzo słaby i przewidywalny sposób, co raczej nie podwyższa oceny. Ja mam mieszane uczucia. Podchodząc do "Ostatniego poświęcenia" jako do zwykłej młodzieżówki dobrze spełnia swoją rolę, nie zachwyca, ale i nie rozczarowuje. Ja mierzyłam trochę wyżej i niestety się zawiodłam. Końcowy werdykt zostawiam jednak wam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz