czwartek, 17 października 2013

4) "Solaris" Stanisław Lem

Miałam takie szczęście, że w szkole pdstawowej trafiła mi się niesamowita nauczycielka języka polskiego. Za jej sprawą zaczęłam czytać, zagłębiać się w szepcie stron i trwonić pieniądze rodziców na kolejne papierowe cuda. Polonistka (i historyczka w jednym), widząc moją rozwijającą pasję, postawiała mi pod nos kolejne perełki. Jedną z takich książek było "Solaris" Lema. Ja, niezainteresowana science fiction, nie tknęłam jej kijem ni patykiem. Przechadzając się teraz wśród półek bibliotecznych wspomnienie powróciło i postanowiłam ją wypożyczyć.

Od razu muszę przestrzec tych, którzy podobnie jak ja nie mieli styczności z podobną literaturą: łatwo nie będzie. Stanisław Lem potrafi przez wiele stron rozpisywać się o naukowych niuansach, o których zapomnicie - ja zapomniałam - w dwie godziny po przeczytaniu. Nie zrażajcie się jednak. Mimo że lektura była dla mnie trudna, to po jej przeczytaniu jestem bardzo usatysfakcjonowana i pewna, że jeszcze kiedyś sięgnę po tego autora.

Głównym bohaterem książki jest Kelvin. Mężczyzna przybywa na odkrytą parędziesiąt lat temu Solaris. Planeta jest o tyle niezwykła, że na jej powierzchni znajduje się myślące morze, za którego sprawą na stacji badawczej zaczynają pojawiać się osoby, których nie powinno tam być.. między innymi zmarła dziewczyna Kelvina, Harey. Trudno powiedzieć, co do niej czuje - dawną miłość czy obrzydzenie (w końcu to tylko wytwór morza). Tymczasem okazuje się, że ludzi stworzonych w ten sposób nie można zabić, zawsze powracają. Naukowcy, którzy znajdują się na Solaris, powoli zaczynają tracić zmysły. Jak poradzić sobie w tej sytuacji?

Rzeczą, która mnie urzekła, była dziwna relacja pomiędzy Kelvinem a Harey. Rozdziały, które były im poświęcone to jedne z najlepszych. Wolno rozwijająca się miłość, jeśli w ogóle można tak to nazwać. Nie czytałam jeszcze o czymś takim, a przynajmniej nie opisanym w tak delikatny i urokliwy sposób, przypominający pajęczą sieć. Czytało się to z czystą ciekawością i uśmiechem na twarzy :) Jeśli ktoś nie skupiałby się i nie analizowałby lektury, mógłby dojść do wniosku, że akcja książki toczy się bardzo leniwie. A przecież każdego opisanego dnia dzieje się tyle rzeczy! Nie ma ataków terrorystycznych, ale są drobne gesty, słowa. Cały czas chcemy wiedzieć więcej, przejmujemy się losami bohaterów. Wciąga na swój umiarkowany i dojrzały sposób. Trudno mi znaleźć na to słowa.

Jednocześnie rzeczą, która mnie odpychała, były długie i męczące opisy tworów morza. Stanisław Lem potrafił przez osiem stron bez przerwy pisać tylko o mimoidach oraz o kolejnych osobach, które je badały. Pewnie fani science fiction zacierają na to rączki, ale dla niezainteresowanych może to być prawdziwa mordęga. Czułam niemal fizyczne zmęczenie i po jakimś czasie nie czytałam, ale jedynie przejeżdżałam wzrokiem po tekście. Na szczęście nie było wiele takich fragmentów.

Żałuję, że wątek Snauta czy Sartoriusa nie został rozpisany. Chętnie poczytałabym trochę więcej o ich przeszłości czy też o tym, kto towarzyszył im na Solaris. Książka Lema skupia się tylko na relacji pomiędzy naszą dwójką oraz na znalezieniu wyjścia z sytuacji, w której się znaleźli. Szkoda, że autor nie rozbudował tych wątków pobocznych, bo mogłoby wyjść z tego coś świetnego.

Książka jest zaliczana do kanonu literatury science fiction. Choćby przez ten fakt warto jest zapoznać się z jej treścią. Ja osobiście gorąco ją polecam zarówno dla starych wyjadaczy, jak i dla nowych w tej kategorii. Kosmos i wszechświat nigdy szczególnie mnie nie interesowały, ale powieść Lema rzuciła na nie troszkę inne światło. Może przekonam się do końca. Tymczasem zaprawszam was do lektury, bo warto! ;)

4 komentarze:

  1. Zazdroszczę nauczycielki od polskiego :3 Książkę czytałam. Mam swoja na półce, ale całkiem inne wydanie..małe, kieszonkowe, białe. Często ze mną jeździła do szkoły ;) Mi również bardzo podobała się relacja Kelvina i Harey.
    Mam przed sobą własnie aktualny nr Świata na dłoni. Polscy astronomowie zainspirowani Solaris chcą poszukiwać planet pozasłonecznych w podwójnych układach gwiazd ;)
    I pierwszy polski satelita nazwany na cześć Stanisława Lema zostanie wzniesiony na orbitę 21 listopada 2013 tak nawiasem i trochę odbiegając od książki :3
    A i jeszcze chciałam dodać, że weryfikacja obrazkowa jest dość irytująca, szczególnie kiedy jest się na telefonie xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja ulubiona książka ulubionego autora, kiedyś recenzowałam, chyba trzy lata temu :D O, nawet na blogu jest w zakładce. Czy to już skleroza? Mnie te opisy morza i solarystyki właśnie najbardziej się podobały, czytałam to wciąż od nowa i od nowa, ciężko zliczyć, ile razy sięgałam po tę książkę. Lem jest po prostu bezkonkurencyjny. Zawsze. Koniecznie przeczytaj Dzienniki gwiazdowe i Kongres futurologiczny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, na pewno ;) Opisy morza nawet nie były takie męczące, ale za pierwszym czy drugim razem. Z kolejnymi miałam już problem :)

      Usuń